Alexander Lowen, amerykański psychiatra i terapeuta, który pracował z wieloma osobami, lecząc u nich lęki i depresję sformułował kilka powodów, którego jego zdaniem przyczyniły się i wciąż się przyczyniają do rozwoju tej strasznej choroby. Wymienię tylko niektóre, te, z którymi w sposób szczególny zgadzam się lub dostrzegam je osobiście jako obserwator życia społecznego.
Zapaść etyki protestanckiej
Wg Lowena protestancki etos pracy oparty na surowej dyscyplinie i regułach współzawodnictwa jest jednym z kulturowych wyznaczników depresji. Rodzice wychowujący swoje potomstwo w duchu ciężkiej pracy, a nade wszystko zawyżonych aspiracji, wymagań ponad miarę i stosowania nagród w postaci okazywania miłości i akceptacji w zamian za sukcesy dziecka, przyczyniają się do wychowywania przyszłych pacjentów gabinetów terapeutycznych. Przypomina mi się obraz młodej kobiety, zasłyszany na jednym z wykładów z psychologii traumy. Kobieta, nazwijmy ją Marta, zgłosiła się po pomoc do psychologa w związku z kłuciem w oczach. Wszystkie badania lekarskie, jakie wykonała w związku z tym bólem, nie wskazywały na problem zdrowotny. Kłucie jednak było tak uporczywe, że nie pozwalało Marcie normalnie funkcjonować. W czasie terapii traumy, odkryła z terapeutą, iż to, co wywołuje ból, to zdarzenia z przeszłości. Kiedy była dzieckiem jej ojciec miał zwyczaj przywoływać córki do swojego gabinetu, gdzie zdawały raport z postępów w nauce. Jak wspomina kobieta nigdy nie pokazał, że jest zadowolony. Zawsze oczekiwał więcej. Kiedy wygłaszał swoją opinię, podnosił palec wskazujący i wymachiwał nim przed oczami dziewczynek (Marty i jej siostry). To ten obraz – ojca grożącego palcem wskazującym – Marta „zakopała” w swojej podświadomości. To jego palec wciąż kłuł jej oczy. Przypadek Marty pokazuje, jak ważna jest równowaga w wychowaniu dziecka. Jak potrzebna jest miłość rodzica. Jego akceptacja. Dobre słowo, które daje poczucie bezpieczeństwa. Energia w dotyku, która, napędzać będzie w dorosłym życiu. Ojciec Marty, w imię protestanckiego etosu pracy, chciał nauczyć córki, że trzeba być najlepszym. Że w życiu liczy się tylko sukces. Że „bez pracy nie ma kołaczy”. Zapomniał jednak o uśmiechu. Przytuleniu. Pochwale.
„Każdy pacjent z depresją – pisze Lowen – jakiego zdarzyło mi się leczyć, miał za sobą utracone dzieciństwo. Zrezygnował z pozycji małego dziecka, starając się uwolnić rodziców od brzemienia, jakim było dla nich wychowywanie potomstwa. Dorastał zbyt szybko, usiłując dorosnąć do oczekiwań, od spełnienia których zależało, czy spotka się z akceptacją. Stał się lub próbował stać się człowiekiem sukcesu, tylko po to, by odkryć, że sukces nie ma znaczenia, bo osiągnął go z uszczerbkiem dla własnej egzystencji. Teraz, niezdolny do tego, by działać, ani do tego, by być, pogrążył się w depresji”.
Nadmierna stymulacja
Więcej, szybciej, sprawniej, dalej, mocniej, taniej, lepiej, itd. Nadmierna stymulacja płynie nie tylko z mediów, z reklamy, z dostępności towarów i dóbr, ale również z oczekiwań byśmy pracowali więcej, szybciej, efektywniej, wydajniej. W ten sposób zaczynamy współzawodniczyć nie tylko z innymi, ale również z samym sobą. Nadmierne aspiracje, dążenia, często są wynikiem tych aspiracji, jakie rodzice stawiali dzieciom, gdy one dorastały. „Mali giganci” mają odnosić sukcesy, od przedszkola mają być najlepsi, niezależnie od przeżywanych frustracji. Tymczasem jak podkreśla Alexander Lowen „popychamy dziecko do przodu, tak jak popychamy samych siebie, słabo zdając sobie sprawę z tego, że zmuszając je do rozwoju i działania, podkopujemy jego wiarę i poczucie bezpieczeństwa”. A to jest z kolei grunt pod przyszłą chorobę. W życiu dorosłym może przejawiać się to w taki sposób, że nie potrafimy chwili usiedzieć bezczynnie. Że potrzebujemy zagłuszaczy typu telewizja, internet, komórka. „Mąż nie znajduje czasu dla żony, matka dla dziecka, przyjaciel dla przyjaciela. Rób coś, rób, ruszaj się, ruszaj – i w końcu nie starcza nawet czasu na porządne oddychanie” – zwraca uwagę twórca psychoterapii przez ciało.
Odpersonalizowany tryb wychowania dziecka
W dzisiejszej kulturze matki szybko wracają do pracy, dzieci posyłane są do żłobków, więc karmienie piersią, przytulanie, głaskanie, czułe i cierpliwe reagowanie na potrzeby dziecka stało się luksusem. To na co Lowen zwraca uwagę to brak kontaktu pomiędzy matką a dzieckiem opartego na bliskości ciała, dotyku i czasie dla dziecka. Oferta handlowa – mleko w proszku, kaszki, przecierki owocowe, warzywne – zastąpiły pierś matki, która kiedyś była podstawą nie tylko pokarmu, ale również dotyku, wyrazem miłości i bezpieczeństwa. „Miejsce naturalnego macierzyństwa zajęła matka w roli menedżera. Posłuszna zaleceniom pediatry, posługująca się gotowymi odżywkami, przestrzegająca reguł (…) stała się organizatorem i administratorem.” To niestety prowadzi do alienacji dziecka i braku zakorzenienia, a w życiu dorosłym do poczucia samotności i pustki, które są wyrażane w depresji.
Filozofia „każdy sam dla siebie”
Ta myśl zaczęła rządzić światem. Rosnąca indywidualizacja przyczyniła się do izolacji przeciętnego człowieka. Rodzina wielopokoleniowa została zastąpiona rodziną nuklearną (rodzice plus dwoje dzieci). Niestety i w tej rodzinie związki uległy osłabieniu. Relacje stały się często czysto formalne. Każdy żyje sam dla siebie, zamknięty w swoim własnym świecie. Praca przeniknęła całe życie, co skutkuje, że rodzice po powrocie do domu są w dalszym ciągu w pracy (odbierają telefony w sprawach zawodowych, piszą maile, opracowują projekty itp.), a dzieci poszukują przyjaciół na Facebook’u. W domu zaczęło brakować relacji opartych na uczuciach. Jak pisze Lowen „takie osobiste światy w znikomym stopniu kontaktują się ze sobą”.
Brak wiary i idea ludzkiej omnipotencji
Jak wskazuje Alexander Lowen w dzisiejszym świecie „Bóg jest martwy”, a wiara zanikła. I wcale nie ma na myśli konkretnej religii czy też wyznania, ale głębokie przekonanie, że człowiek jest cząstką wszechświata, że jest zespolony z naturą, a jego elementarne przetrwanie opiera się na więzi z innymi ludźmi. Zdaniem Lowena współczesny człowiek wierzy, że może zapanować nad naturą i wszechświatem, że jest w stanie odkryć prawa fizyki na tyle, żeby zapanować nad naturą, wyeliminować śmierć i pozbyć się starości. To zaś sprawia, że tracimy kontakt z tym, co pierwotne, ignorujemy związki z przeszłością, a tradycja i obyczaje tracą dla nas na znaczeniu. Pozbywamy się korzeni. Z drugiej jednak strony nowa wizja samego siebie oparta na Ja i tylko Ja niestety sprawia, że przyszłość jest bardziej niepewna. Poprzez utratę kontaktu z naturą tracimy kontakt z fizycznością, poprzez utratę kontaktu z Bogiem, wszechświatem, tracimy ducha, energię i życie. Eliminując związki z drugim człowiekiem (oparte autentycznej więzi, a nie znajomości), doświadczamy uczucia pustki, izolacji i samotności. „Cierpiący na depresję pacjenci poddali się i utracili wiarę, pogrążyli w śmiertelnej rezygnacji”.
I pomyśleć, że na to wszystko mamy wpływ…
Dorota Łojewska
Artykuł powstał na podstawie: Lowen, A. (2015), Depresja i ciało. Warszawa, Wydawnictwo Czarna Owca.